Wolność wyboru – Recenzja Filmu „Rozstanie”

Rozstanie, reż. Ashar Farhadi
Rozstanie, reż. Asghar Farhadi

W świecie coraz szybszym, agresywniejszym i coraz bardziej kolorowym, jest tyle samo nieszczęść, co sto lat temu. Z tą różnicą, że wtedy nie było metra, samolotów i superszybkich komputerów. Ludzkość nadal boryka się z tymi samymi problemami, co ich przodkowie.

Oczywiście mamy efekt pozornego dobrobytu, w postaci jaskrawych reklam proszku do prania i zawsze białych koszul, zawsze zielonej trawy i wiecznie lśniących zębów. To jednak tylko pozory, które skrywają tę samą, odwieczną tajemnicę ludzkiej egzystencji. Jedną z tych tajemnic jest cierpienie. Nasze czasy wyróżnia „tylko” i aż to, że mamy odrobinę więcej techniki.

Tytuł „Rozstanie” pewnie niewiele mówi przeciętnemu, masowemu odbiorcy. Nie znajdziemy tam fajerwerków, patetycznej muzyki wyciskającej łzy, czy brawurowych pościgów rodem z Hollywood. Myślę, że niewielkim nadużyciem semantycznym będzie nazwanie dzieła Asghara Farhada kinem spokojnym. Spokojnym, czyli takim, gdzie widz obserwuje i ma czas na wyciąganie wniosków. Nikt go nie goni, nie uderzają go spazmatyczne bodźce, nie musi zakładać specjalnych okularów 3D. Widz ogląda i widz myśli.

Niestety, z interaktywności kina, polegającej na inteligentnym odbiorze w mainstremowym kinie, systematycznie się odchodzi. Na typowym rozrywkowym filmie możemy przespać dziesięć, piętnaście minut i tak naprawdę, nic to nie zmieni.

Wróćmy jednak do meritum. „Rozstanie” opowiada historię dwóch małżeństw.  Nadar(Peyman Moaadi), pierwszoplanowy bohater filmu, rozstaje się ze swoją żoną Simin(Leila Hatami), która próbowała wymusić na nim decyzje wyjazdu z kraju, grożąc rozwodem. Nadar nie przyjął tego ultimatum i uniósł się honorem, tłumacząc, że ma na głowie ciężko chorego ojca(Ali-Asghar-Shahbazi), który cierpi na Alzhaimera, a także dorastającą córkę. Na skutek tych wydarzeń, Nadar jest zmuszony zatrudnić opiekunkę, która zajmie się schorowanym ojcem, podczas gdy on pracuje. Jak się później okazuje, ta decyzja umotywuje cały dalszy przebieg fabularny filmu.

Gdy wraca, drugiego dnia od zatrudnienia kobiety, jego ojciec leży przywiązany do łóżka i ledwo oddycha. Zdenerwowany Nadar, gdy tylko widzi opiekunkę wyrzuca ją za drzwi, wcześniej oskarżając o kradzież pieniędzy.

Asghar porusza bardzo ważny temat odpowiedzialności. W dzisiejszych czasach uwielbiamy oczyszczać się jakiejkolwiek winy. Całe zło tego świata przerzucamy na polityków(których notabene sami wybieramy), pogodę, zły kurs franka czy globalne ocieplenie. Może te barwy są nieco przesycone, ale według mnie świadomość odpowiedzialności za siebie, jako jednostkę, jest systematycznie marginalizowana. „Rozstanie” porusza ten temat dosadnie i bezwzględnie. Reżyser pokazuje, że każdy nasz wybór niesie za sobą konkretne skutki. W filmie śledzimy nieustającą walkę. Na ostrzu noża postawiony jest honor rodziny Nadara, który oskarżony jest o spowodowanie śmierci dziecka, które nosiła w sobie opiekunka. Pojawiają się oskarżenia, Nadar zostaje wezwany przez sąd.

Pośród natłoku zdarzeń rodzice często zapominają o swoim dziecku. Nadar sprytnie posługuje się córką, aby odzyskać żonę. Tak naprawdę nie wieży do końca w to, że Simin od niego odeszła. Jednak w wirze tych oskarżeń, wybuchów złości, córka zostaje często zapomniana, stoi z boku, czasami płacze. Jest postawiona między młotem a kowadłem, a przede wszystkim wymaga się od niej nieproporcjonalnie dużo jak na jej wiek.

Dzieło filmowe Irańskiego reżysera oprócz problematyki cierpienia i odpowiedzialności porusza także tematykę wyboru. Czy jesteśmy w stanie wybrać mniejsze zło? Czy kłamstwo w dobrej mierze może być usprawiedliwione? I czy nasza godność jest na sprzedaż? Te wszystkie pytania brzmią dumnie, może trochę przesadnie i szkolnie. W „Rozstaniu” nie znajdziemy gotowych odpowiedzi i akademickich morałów. Wybór pozostawiony jest dla widza, do jego interpretacji.

Dramat zwraca na siebie uwagę także montażem i pewnego rodzaju minimalizmem. Przez całe dwie godziny nie usłyszymy prawie ani jednej melodii. Asghar przedstawia życie takim jakiej jest. Szumy samochodów nie są tłumione, miasto żyje swoim życiem, jakby nie zauważając kamery. Ujęcia są często luźne i niestatyczne, przez co obraz w oczach widza zyskuje na autentyczności. Najbardziej przejmująca jest cisza. Bohaterka krzyczy, trzaska drzwiami. Koniec sceny. Nie mamy żadnego wzmacniacza, żadnych dodatkowych bodźców, które mają u nas wywołać konkretne emocje. Można powiedzieć, ze dostajemy swego rodzaju surówkę, obraz na wskroś realistyczny. W filmie nie „gra” technika, tylko aktorzy. Ich mimika, emfaza i gestykulacja komunikują odbiorcy wystarczającą ilość emocji i reżyser uznał, że nie należy potęgować efektu dramatyzmu dodatkowymi wspomagaczami.

Zapewne, dla kogoś sposób ujęcia tematu przez reżysera „Rozstania” może być wadą, a nie zaletą. Moim zdaniem w dzisiejszych repertuarach brakuje takich filmów jak „Rozstanie”. Filmów, gdzie bohaterami nie są supermeni, księżne, czy roboty, tylko filmów, gdzie bohaterowie grają bliskie nam role, z którymi możemy się utożsamiać. Portrety psychologicznie postaci w „Rozstaniu” zostały nakreślone perfekcyjnie. Każda postać niesie ze sobą jakieś emocje, a żadna z nich nie wydaje nam się do końca negatywna. W filmie zdecydowanie brakuje postaci czarno białych, są tylko szare. Ale czy właśnie, nie tak wygląda nasze życie?

Utwór filmowy „Rozstanie” to dzieło specyficzne i otwarte. Łączy elementy dramatu z thrillerem. Jedyną wadą, która może odstraszać widza, to niektóre przydługawe ujęcia. Dla jednego widza będzie to zaleta, dla drugiego wada. Czy w filmie jest więcej plusów niż minusów zależy od podejścia do kina odbiorcy. „Rozstanie” nie jest obrazem umasowionym, dlatego nie można łatwo wskazać, czy po seansie więcej będzie entuzjastów czy sceptyków.